sobota, 9 września 2017

Jak rozmieniłem złoty trzydzieści

Już w zeszłym roku tuż po zakończeniu półmaratonu BMW Praski koniecznie chciałem wystąpić w nim w kolejnej edycji. Plan był ale nie przypuszczałem, by na BMW jechał robić życiówkę ani tym bardziej cokolwiek łamać przynajmniej jeśli chodzi o sprawy biegowe haha. Od stycznia zacząłem przygotowania pod Warszawski Maraton i im bliżej biegu postanowiłem za zgodą trenera pobiec na maxa i się sprawdzić. Okazało się, że sprawdziłem się nadto co mnie ogromnie cieszy i napawa jeszcze większym optymizmem przed maratonem by zrobić tam coś szalonego.








Jako moje przetarcie na 3 tygodnie przed ostatnim do korony Maratonem postanowiłem pobiec BMW. Wstępne analizy treningów dawały mi sygnał, że łamanie 1:30 jest w zasięgu nóg. Czyli miałem pobiec mniej niż trwa mecz piłkarski ok 90minut. Półmaraton 21km poniżej 90minut? tak to było możliwe, na dwa tygodnie przed zrobiłem trening czysto z ciekawości troszkę mocniej wyszło 20km 1:27 ... hmmm no niby blisko, zawody swoje, emocje, płaska trasa czyli wszystko na plus. Byłem gotów i bardzo bojowo nastawiony, miałem absolutnie cel złamać 90minut i naprawdę wszystkie znaki na niebie taki sygnał mi wysyłały haha Z reguły jak człowiek się za bardzo napali to na starcie się spali i wychodzi z tego dupa zbita. Tego się obawiałem.



Organizatorzy tym razem start biegu zaplanowali nieco inaczej .. zamiast nas budzić byśmy na starcie grzali się o 8:30 rano postanowili dać nam możliwość pobiegania wieczorem i tak start zaplanowany został na godzinę także 8:30 ale wieczorem. Już widziałem w tym duży plus, chłodniej , trasa szybka tak samo jak w poprzednich latach i płaściutko. Z rana już zaczęło padać zanim wyruszyliśmy z Gdyni. Na trasie momentami popadało, do stolicy wjeżdżamy o g.16 i w sumie poza małą mżawką jest super Chłodno ok14 stopni wiec wieczór zapowiada się mega. Znając prognozę pogody zaplanowałem biec na krótko choć w ostatniej chwili Aleksandra wsparła mnie rękawkami które postanowiłem pierwszy raz wykorzystać by nie ubierać koszulek z długim czy już tym bardziej thermo.



Do stolicy zabiera nas Marcin z Elcią która tego dnia debiutowała wraz z Kasią na tym dystansie, więc razem we trójkę mieliśmy cele i ten bieg miał być na swój sposób wyjątkowy. Już dzień wcześniej posiłkowałem się wieczorem żelem to samo rano i w południe w dniu biegu. Tradycyjnie po odbiorze pakietów udajemy się na szamę tym razem do Nowolipek na Pradze ... najedzeni mały spacer rozeznanie terenu startu i powrót do auta. Robiło się szaro więc przebranie i jesteśmy gotowi. Mieliśmy tyyyyyle czasu aż nagle się okazało , że to już po godzinie dwudziestej i trzeba ruszać na start. Tam robimy rozgrzewkę, ja 1km wolno 1km szybko i jestem dogrzany, trochę rozgrzewki w miejscu i idziemy na swoje strefy startowe. Robi się chłodno ale atmosfera naprawdę gorąca. Na ręce rozpisałem sobie długopisem międzyczasy na 5km-12km-18km taka mała ściąga aczkolwiek drugą ściąge miałem w głowie jak pobiec. Organizator wziął czas z ostatniego mojego wyniku na BMW 1:45 i wpakował mnie w strefę 1:40 ... a chwile przed startem wiedziałem, że w tej strefie to ja muszę być nr.1 i uciekać przed nimi wszystkimi bo tam planowane ich tempo to 4:58 absolutnie nie dla mnie tego dnia , za wolno o ponad 50s więc szybko pakuję się w strefę 1:30 choć ... liczyłem się z jakimiś karami za ten wybryk :D



Wcześniej przeanalizowałem plan biegu by złamać magiczne 1:30 czy 90minut jak kto woli. Plan negative split czyli zacząć miałem wolniej 4:23 i co kilometr przyspieszać o 1s kończąc bieg w tempie 4:05. Plan planem który absolutnie nie wypalił. Od samego początku biegli przede mną zające na 1:30 o ile pierwszy km wolny z uwagi na początek małego ścisku o tyle dalej już biegli szybko, zdecydowanie za szybko 4:10 a ja planowałem biec pierwszy 4:23 drugi 4:22 trzeci 4:22 , 4:21 ... miałem wrażenie że oni lecą na 1:29 by na ostatnim zwolnić lub poczekać tuż przed metą na swoich ludzi. Prawdopodobnie przyjęli metodę równego tempa ok 4:15 i tu psychicznie mnie zdekoncentrowali ... chciałem swoje wolniej biec i przyspieszać ale zające coraz bardziej uciekali mi hmmm miałem wrażenie, że i czas mi ucieka, wolałem biec i mieć ich na oku niż biec swoje wolne w głowie wiedząc, że zające na 1:30 są ponad 1km przede mną ...



Postanowiłem zastosować inną taktykę i od 11km wyprzedzić ich i uciekać im , w końcu jeśli plan był łamać 1:30 to nie mogę biec za nimi lub z nimi bo głowa może nie dać rady. 11km to zryw w tempie 3:59 i ucieczka. Tam zjadłem jeden żel drugiego już nie jadłem bo w sumie nie czułem ani potrzeby ani czasu by zajmować się tym. Absolutnie nie patrzałem za siebie. Trasa ogólnie znana przeze mnie fajna płaska, szybka choć momentami było ślisko i gdzieniegdzie zbyt ciemno.

[video width="960" height="540" mp4="http://poszurany.com.pl/wp-content/uploads/2017/09/2017-09-03-11.48.36.mp4"][/video]

 

Najgorsze były agrafki a było ich kilka. Między innymi na 13km tam agrafka i mijamy tych za nami face to face i k..rwa znowu te balony na 1:30 :D tam łapie mnie kolka wtf @$%"#:? ale kuźwa, że jak teraz? kompletnie nie wiem co robić, uciskam miejsce pod żebrami i czułem, że to woda mi narobiła tego więc od punktu 13km wody już nie łykam i omijam punkty odżywcze i okazało się prawdopodobnie, że to wina zbyt płytkiego oddechu który tego wieczoru rzeczywiście miałem, drugie 10km oddychało mi się płytko, mało i szybko. O kolce jakoś próbowałem zapomnieć choć cholernie bolało i przeszkadzało. Nie patrzałem w tył a wręcz co kawałek stawiałem sobie za cel upatrzoną osobę dogonić i kolejną i kolejną kolejne km w tempie 4:08, 4:04, 4:06, 4:07 do 19km gdy zobaczyłem już stadion a nawet było słychać odgłosy muzyki i spikera z mety (stadion był widoczny wcześniej ale wiedziałem, że jest ten widok tak daleki od mety by się nie spalić), ostatnie dwa kilometry to walka z głową czego jeszcze chyba nigdy nie odczułem.





Biegniemy prosto wiedziałem, że na metę skręt w prawo ale jakoś nie pasowały mi te 2km próbuje dostrzec gdzie w oddali czołówka biegnie a oni prosto ... fuckkkkk patrze patrze gdzie ta nawrotka jest widzę zawracamy, kompletny brak sił, nóg nie czułem one same biegły, na tyle nie czułem nóg, że sprawdzałem czy kompresy z nóg mi nie zjechały bo nawet ich nie czułem, w tamtym momencie potknąłbym się chyba nawet o liścia na drodze taki byłem zajechany, ogromny ból żołądka, brało na wymioty ... obok mnie mimo, że miałem muzykę w uszach facet sapiący jakby zaraz miał zjechać, no pomyślałem sobie przynajmniej z kimś odjadę :D Wiedziałem, że mam to ale było to tak blisko a jednocześnie bardzo daleko. Nie wiem skąd i jak zegarek pika 19km a ja postanawiam już na żywioł włączyć 5 bieg i w sumie to śmiesznie wyglądało dosyć mijając zsapanych ludzi na 2km przed metą moje tempo wynosiło 19km 4:02 i 20km 4:03 nie wiem jak i skąd mi się zachciało ale chyba chciałem po prostu poleżeć jak najszybciej za linią mety. Jeszcze przed samą metą kolejna agrafka i speed ... przed metą zwalniam bo wiedziałem, że się udało. Wpadam na metę zajechany ! pochwiało mną, medal, woda, ciastko ... doszedłem do siebie po kilkunastu minutach wracam na trasę 500m przed metą wyczekując dziewczyn. Na zegarku 2h ... lecą balony ... ale to dopiero 1:55 , no tak przypomniałem sobie, że puszczali strefowo czyli balony 2h wystartowały ok 10-15min po nas... ? owinięty folią siedziałem jak jakiś kloszard na krawężniku haha z butelką wody mineralnej w ręku i medalem na szyji. Jest leci widzę koszulkę wstaję przybijam piąteczkę, Elcia śmiało mknie w swoim debiucie jest super ! i fruuu poleciała, wracam do siebie na swoje miejsce posiedzieć trochę na zimnym by oprócz medalu, życiówki także wilka na tyłu przywieść ze stolicy :D



Czekał ..czekał i się doczekał. Biegnie żona , Kasiula z napisem na plecach ... to chyba ona ? :D piątka mocy a ona zamiast przycisnąć pyta czy mi się udało ... no Kasia jak nie - jak tak :D a teraz śmigaj do mety mocniej końcówkę wymagaj od siebie ! wsparłem okrzykiem. Zwinąłem swój bagaż i ruszyłem pod metę. Gratulacje wzajemne z Marcinem, Elcią i Kasią i oczywiście fotki. Mimo, że każdy z nas osiągnął coś tego dnia wszyscy byli naprawdę wykończeni. Ja osobiście nie chciałem popełnić błędu z kiedyś gdy wyprzedziłem zające na trasie podczas gdy po kilku km nawet dwie grupy zająców mnie powyprzedzały a ja nie miałem już siły na nic. Tym razem zaryzykowałem i swoje osiągnąłem.



Bieg zorganizowany wzorowo, trasa mega szybka, organizm zajechany na maxa ale warto było. Cel osiągnąłem co mnie bardzo cieszy bo ciężko na to pracowałem. W tym miejscu dziękuję wszystkim którzy we mnie wierzyli, wspierali i dopingowali oraz trenerowi Łukasz Wawrzyniak za przygotowanie choć to był przedsmak tego do czego mnie przygotowujesz czyli Maratonu Warszawskiego. Moje cyfry z Warszawy to:

1:28:08

303 m-ce open na 7352

Indila Run Run




 





bmw polmaraton 2017 from Robert Paruszewski on Vimeo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut w Ultra

Od 7 lat biegam i nie pamiętam momentu by naszła mnie chęć spróbowania sił w Ultramaratonie. Do momentu gdy w październiku br zupełnie prz...