środa, 11 maja 2016

Wings for life - Tam gdzie goni nas meta

Za nami trzecia edycja w Poznaniu Wings For Life World Run i moje pierwsza. Jest to naprawdę bieg w którym każdy biegacz wystartować powinien z mnóstwa powodów. Ja zapisałem się już w zeszłym roku , pomimo napiętego kalendarza w miesiącu Maju postawoniłem jakoś to zrobić by tam być. I udało się dołączyłem do ponad 100tys biegaczy którzy tego dnia o tej samej porze na całym świecie pobiegli w słusznym jedynym celu.



Tym razem wyjazd troszkę inaczej miałem logistycznie zorganizowany. PolskiBus z Gdańska do Poznania przed północą by na miejscu być po 5 rano. Więc spokojnym spacerem docieramy po g.7 na Matlę. Jako pierwsi kibice, zawodnicy i chyba nawet przed wolontariuszami byliśmy. Godzina 8 otwarcie biura zawodów, odbiór pakietu i pogoda była taka, że pozostało nam rozłożyć się na leżakach i ... czekać. Ale po kolei, o co chodzi w tym całym biegu?

Może od początku. Wings for Life World Run to formuła wyścigu, w którym biorą udział dziesiątki tysięcy biegaczy w ponad 30 krajach na 6 kontynentach. Nie ma w nim tradycyjnej linii mety. Jedzie za nami samochód pościgowy, który w tym roku prowadzony był przez Adama Małysza. Nie ma wyznaczonego dystansu, ani czasu biegu – kończymy w chwili, gdy jesteśmy wyprzedzani przez naszego Polskiego Orła. Zawodnicy na całym świecie ruszają w tym samym czasie – i nie ma znaczenia, że w Poznaniu słońce jest już w zenicie, Kanada dopiero się budzi, a Australia przewraca w łóżku na drugi bok. Najważniejszy jest jednak cel. Zawody zorganizowane są z myślą o osobach sparaliżowanych, które nie mogą w nich pobiec. 100% opłat startowych przeznaczone jest na badania nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym. 

Jest to naprawdę bieg w którym nie ma mowy o życiówkach, radość i zabawa na starcie jest ogromna a ucieczka przed zbliżającym się autem i moment gdy nas dogania jest nie do opisania.

Podczas leżakowania spotykam wielu znajomych w tym zajomych z grupy w której mieliśmy biec. I tak z Moniką wypoczywamy by po chwili dotarła do nas Asia która tego dnia obchodziła ...dzieste urodziny ;) Jeszcze raz najlepszego!  i Piotr a później Sylwia i Andzia. W miedzy czasie spotykam wreszcie off line Edytę i Majkę bardzo miłe zaskoczenie i spotkanie - Dziękuję. Miło się leży, siedzi na słoneczku ale trzeba zacząć się ogarniać, blisko zorganizowane szatnie więc przebieram się i udajemy się do auta Moniki by zostawić bagaż. Wracamy już na miejsce tym razem zbiórki naszej grupy Wings For Fun której ambasadorką była Paulina Holtz. Na miejscu spotkanie z Pauliną, fotki wspólne, rozmowy, wreszcie rozgrzewka i życzenie sobie dobrych wyników. Paulina to wspaniała kobieta o wielkim serduchu !  Na miejscu dociera do nas również druga Asia.

Udajemy się na linie, startu gdzie większosć z nas była przydzielona do strefy nr 2.  Tam niesamowita atmosfera, naprawdę jeszcze takiej nie przeżyłem nigdzie. Muza, tańce, fala, śpiewy coś niesamowitego. Wspólne odliczanie i lecimy. Poczatek bardzo wolny, wąsko i niebezpiecznie do ścigania czy złapania własnego tempa więc lecimy wszyscy jednym. Od drugiego kilometra już własne tempo staram się  poniżej 5:00 jakoś idzie choć jest coraz cieplej, słońce nagrzewa nas niemiłosiernie, kubek wody, izo na 5km wystarcza na chwilę by potem znowu było sucho. Brak cienia... wszystko powoduje, że nogi zrobiły się ciężkie, biegło się wolniej, traciło się siły, każdy punkt odżywiania wykorzystany na 100% woda, bana, izotonik, red bull ... ale to i tak wystarczało na krótko. Po 11km zaczęły się długie podbiegi które wykańczały, tam traciłem tempo choć nie było źle.

Według wcześniejszej analizy kalkulatora tempa Wings wychodziło mi i planowałem 18-19km, po cichu liczyłem na półmaraton ale im bliżej celu tym czułem, że auto zbliża się a siły już nie było kompletnie nawet na wolny 1km. Jedzie jedno auto trąbi ufff to nie to :)  ale zbliżają się rowery, gwizdki głośno widzę z tyłu jadą ... na zegarku 19,5  boże choćby zrobić 20km przyspieszam już lecę na maksa, swojego maksa choć i tak wolno, puls 199 masakra cisnę ale wiecej nie wycisnąłem aaaa złapał mnie 19,76km  do 20km jeszcze doklepałem i położyłem się :)Mega uczucie,  rewelacja, ten bieg warto wpisać na stałe w kalendarz!  Dalej już miałem wybór cofnąć się o 500-1000m do autobusów odwożących czy podejść 1km na punkt z wodą i odżywiania, wiadomo że podbiegłem do puktu w napojami. Bliso były autobusy więc nawodnieni pakujemy się i wracamy na linię startu.

Tam cała nasza grupa czeka na mnie, Paulina wręcza nam dyplomy robimy wspólne foto i obiecalismy sobie, że biegniemy za rok. Podsumowując świetny bieg, światowa organizacja. Odbiór medali, z posiłkiem daliśmy sobie spokój bo kolejki były takie, że człowiek przestał być głodny :) Pożegania nadszedł czas. Dziekuje wszystkim za spotkanie bardzo, ale w szczególności Monice która towarzyszyła mi i żonie cały dzień ale przede wszystkim dzięki jej uprzejmości podwiozła nas do Bydgoszczy autem skąd mieliśmy już bliżej do Trójmiasta. Dziękujemy mojej grupie biegowej Bojano Biega za wsparcie i do zobaczenia w za rok na Malcie.

 





 







 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut w Ultra

Od 7 lat biegam i nie pamiętam momentu by naszła mnie chęć spróbowania sił w Ultramaratonie. Do momentu gdy w październiku br zupełnie prz...