
Tym razem przygotowałem się troszkę do tego półmaratonu. Kilka treningów w terenie w tygodniu ale i wcześniej na tyle pomogły, że dzień po nie odczuwam absolutnie nic w nogach. Godzina startu tego biegu była kosmiczna trochę bo 9 rano. Więc po g.7 rano wyjechaliśmy z dalekiej Gdyni by na miejscu być chwile po 8, i oczywiście kombinwać gdzie zaparkować, ale się udało. Na miejscu wiatr i zimno nas przywitał. Więc zrobiłem sobie rozgrzewkę po której naprawdę zrobiło się cieplej. Do startu jakoś zleciał czas, ludzi się zeszło i ruszyliśmy.
Wiatr niestety wiał z przodu więc biegło się fatalnie.

Ale z czasem było coraz lepiej. Zrobiliśmy 1 kółeczko 5km i dalej już pobiegliśmy na Dolny Sopot by zawrócić przy Parku Północnym i biec w stronę Mola, to był najgorszy odcinek 5-6km prostej drogi, słońce wyszło nogi jakieś nie moje no masakra. Kolejne 3km jakoś przeleciały, dobiegliśmy do plaży w Brzeznie i dalej główną ulicą powrót na Sopot. Im bliżej meta tym coraz cięzsze nogi, do tego wiatr. Ale tym razem w ogole nie patrzałem na zegarek i czas, byłem ciekaw jaki czas zrobie, skoro o dobrych kilka minut

wyprzedziłem zająca na 1:40, i taki z niego zając ze na mete wbiegłem z czasem 1:42:21 i zyciówka pobita z Warszawy o całą sekunde :) ale zawsze jest. Była taka pogoda, że po zjedzeniu bananów wypiciu wody i izotoników (tego organizator nie żałował) całkiem sympatyczne te izotoniki firmy ALE, wpakowaliśmy się do auta i tam już swoimi kolagenami, bcaa itp się nafaszerowałem :) Sopot zaliczony, trasa fajna płaska, gdyby nie wiatr można bić życiówki o nawet 1-2min, chętnie za rok pobiegne ponownie. Ogólnie bardzo fajnie było teraz czas na życiówkę na 10km podczas Gdyńskiego Biegu Urodzinowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz