Do Warszawy tym razem ruszyliśmy inaczej niż na pozostałe połówki, daliśmy sobie dwa dni na pobyt w Stolicy. Wraz z przyjaciółki którzy nam towarzyszyli ruszyliśmy z Gdyni przed g.12 w Piątek. Warszawa przywitała nas przed g.16 deszczami i wiatrami, na moście w drodze po pakiet niemalże armagedon :) Pakiet odebrałem, stadion sfotografowany (oświetlony prezentuje się całkiem ładnie). Powrót do hotelu prysznic, kawa i ruszamy mniej więcej w okolice bo pogoda nie rozpieszczała na dalsze eskapady a jako, że hotel był niemalże centrum blisko Pałacu Kultury więc mieliśmy gdzie połazić. Odwiedziliśmy Złote Tarasy, wiadomo bro i szama czyli pełny luz
Sobota z rana kawka, śniadanko i ruszamy dalej. Pogoda lepsza zdecydowanie zero wiatru, deszczu ale temperatura bliska 2-3 stopni. Kierunek cel - stadion Legii, dalej Łazienki po drodze mijamy miasteczko rolników przed kancelarią Premiera czy Premierki? Dalej iść nie idzie, więc pakujemy się w autobus i jedziemy pod Pałac Prezydencki. Dalej Pomnik Nieznanego Żołnierza i co tam po drodze nam się nawinie. Kupowanie biletów to wyzwanie dla zamiejscowych. Niby są automaty, które pożerają pieniążki, w autobusie i tramwaju można kupić bilet w automacie ale płatność kartą... A miejscowi ... wszyscy mówią, że nie są stąd ... wstydzą się? :) Po południu odwiedzamy drugą wielką galerie Blue City - robi wrażenie. Pełen relaks ciąg dalszy. Tak nam mija sobota. Niedziela po przestawieniu budzików wstajemy przed g.8 rano, by wciągnąć szame w subwayu i ruszyć już przebranym na linię startu. Pogoda zrobiła się idealna, słoneczko, ok 5 stopni. Ludzi masaaaaa ok 13tys. Ruszyliśmy o g.10:00 ale nim moja strefa 1:45 doszła do lini startu minęły prawie 2,5 minuty. Trasa fajna, szerokie ulice było gdzie przyspieszyć. Trzymałem się zająca z flagą 1:45 dobrze szło więc pomyślałem, skoro chce zejśc poniżej 1:45 muszę go wyprzedzić o 2minuty by spokojnie trzymać dystans. Przyspieszyłem poleciałem :) aż przed oczami kilkadziesiąt kilometrów pojawił mi się zając na czas 1godzina 40minut hoho będzie rekord czułem, zasząłem planować 1:39:59 wyprzedziłem o dobre 2 minuty zająca 1:40 i tak conajmniej przez 7km leciałem. W pewnym momencie mija mnie facet lekko rozpychając się ... no i widzę to zając 1:40 staram się trzymać z nim tempo ale on swobodnie biegnie swoim i ucieka mi cały czas na 5-10 metrów, a do mety ponad 5km ufff mówię będzie ciężko takim jego tempem lecieć, chwile dalej punkt nawodnienia, izotonik wypiłem zatrzymując się, wodę wylałem na głowę i lecim dalej, zając już był tak daleko że nie próbowałem go gonić bo wiedziałem, że nie ma szans więc starałem się mieć go w zasięgu oka, niestety kolejny punkt nawodnienia + banany chwilę mnie zatrzymały i straciłem go z widzenia. Dalej trzymałem tempo starałem się nie zatrzymywać mimo podbiegów patrząc na zegarek wiedziałem, że będzie życiówka ale aż taka. Meta 1:42:22 sporo pobity rekord z Kościana gdzie miałem 1:45:58. Radość potężna medal, gadżet, trochę makaronu i powrót do hotelu po wcześniejszym skorzystaniu z prysznicy. Kolano odmówiło drogi ledwo doczłapałem się nie mówiąc o drodzę do metro i potem na busa gdzie momentami pełzałem. Ale co nas nie zabije ... Czas przygotowań do Grodziskiego Półmaratonu Słowaka w czerwcu.
[vimeo 123550437 w=500 h=281]
poniedziałek, 30 marca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Debiut w Ultra
Od 7 lat biegam i nie pamiętam momentu by naszła mnie chęć spróbowania sił w Ultramaratonie. Do momentu gdy w październiku br zupełnie prz...
-
Dlaczego przed jak i po warto wypić koktajl owocowy? Primo jest smaczny, secundo bardzo odżywczy, tertio można przygotować w 5minut, quatro ...
-
Decyzje o starcie na Silesia Maraton podjąłem niemalże od razu gdy w Październiku 2017 pobiegłem ostatni bieg do Korony Maratonów. Wtedy p...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz